Milena Kiewszyn z Krzykawy powoli dochodzi do siebie w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie-Prokocimiu po tym, jak została dotkliwie pogryziona przez psa. Nie może jednak zapomnieć, o tym co się stało. - Już nigdy więcej nie pójdę do tego sklepu - podkreśla.
To była słoneczna sobota. Wreszcie przestało padać. Około południa 11-letnia Milena poszła do sklepu po zakupy. Miała do przejścia zaledwie 500 metrów, ale do sklepu nie dotarła. - Zobaczyłam wybiegającego przez otwartą bramę amstaffa. Rzucił się w moim kierunku i złapał za nogę - wspomina. Po pierwszym ataku Milena przewróciła się. - Pies złapał za gardło. Gryzł mnie po twarzy, uszach, rękach i nogach - wylicza ofiara. Kiedy amstaff atakował, mały piesek z tego samego gospodarstwa szarpał dziewczynkę za włosy. Milena broniła się i krzyczała. - To nie był zwykły krzyk, ale przeraźliwe wycie - wspominają sąsiedzi.
Wszystko trwało zaledwie chwilę. Mimo to dziewczynka nie miałaby szans na przeżycie, gdyby nie sąsiad, który wybiegł i zaczął tłuc psa łopatą. Mimo to zwierzę nie przestawało gryźć. Dopiero, kiedy do akcji wkroczył jeszcze jeden z sąsiadów, udało się amstaffa ogłuszyć. - Ci ludzie uratowali mojemu dziecku życie. Proszę zamieście podziękowania dla Piotra Piekoszewskiego, który pierwszy ruszył z pomocą i jego ojca, Feliksa - poprosiła nas mama Mileny, Mirosława Kiewszyn. - Dopiero teraz do mnie dociera, że mało brakowało, żeby Milena już nie żyła. Pies trzymał ją za gardło, przeciął struny głosowe. Wystarczyło, że raz by szarpnął... - ucina ze łzami w oczach pani Mirosława.
Rodzinę o tragedii poinformowała sąsiadka. Mama Mileny, przebywała wtedy we Włoszech, gdzie pracuje. - Zadzwoniła druga córka i powiedziała, co się stało. O godz. 16 byłam już na lotnisku, a o 18 siedziałam w samolocie. Leciałam do Polski z duszą na ramieniu. Bardzo się bałam - wspomina. Dziewczynka była w fatalnym stanie. Dusiła się własną krwią Karetka nie zdążyłaby zawieźć jej na czas do szpitala, dlatego wezwano helikopter. Zawiózł pogryzione dziecko do Prokocimia. - Teraz lekarze mówią, że to dzielna dziewczyna, ale w sobotę nie dawali jej zbyt wiele szans - mówi pani Mirosława.
Właścicielem amstaffa jest syn kuzynki pani Mirosławy. Kobiety nie utrzymują kontaktu, ale mam Mileny ma żal do swojej dalekiej rodziny, że nawet nie przeprosili, nie zapytali o zdrowie. - Dlatego będę się domagać odszkodowania. Córka wymaga opieki psychologicznej. Konieczne będą operacje plastyczne - ma szwy na twarzy, szyi i naderwane ucho - mówi Mirosław Kiewszyn.
Mieszkańcy Krzykawki mają pretensje do policji, że musiało dojść do tragedii, nim ktoś się zainteresował problemem. Tym bardziej, że 24 maja pies też pogryzł człowieka. - Jurek wszedł ledwo za furtkę i pies od razu się na niego rzucił. Uratowała go skórzana kurtka. Miał tylko pogryzione ręce - opowiada Czesław Pędras, mąż pani sołtys z Krzykawy. - Listonosz, sołtys - boją się wchodzić na tą posesję. A tamtędy dzieci chodzą do szkoły. Teraz są odprowadzane przez matki - dodaje. Mieszkańcy twierdzą, że w latach poprzednich amstaff też rzucał się na ludzi, ale ponieważ obrażenia nie były duże, nikt tego nie zgłaszał. - Teraz czas wreszcie z tym skończyć. Jeden pies nie może być postrachem całej wsi - denerwuje się Pędras.
- Taki pies to broń w domu - przyznaje Kazimierz Janik, powiatowy inspektor weterynarii w Olkuszu. - Nie można go jednak tak po prostu odebrać właścicielowi. Do tego potrzebny jest nakaz sądu - dodaje. Obecnie pies znajduje się pod obserwacją weterynarza, ale znajduje się u właściciela. - Trudno teraz wyrokować, jaka jest wina agresywnego zachowania. Pies może mieć problemy z psychiką, ale może być też źle wychowany - mówi Janik. Pies jest obserwowany drugi raz, bo w maju też zaatakował. Weterynarz podejmie decyzję, czy należy go uśpić, zostawić u właściciela czy przekazać w bardziej odpowiedzialne ręce. Tymczasem właściciel odpowie za narażenie człowieka na utratę życia i zdrowia.
echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?