Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Klucze: w przychodni zdrowia przy Zawierciańskiej potrzeba zmian

Magdalena Balicka
Grzegorz Głuch z Bydlina narzeka na chaos w rejestracji. Mimo zapisania wnuczki do lekarza czekał wiele godzin
Grzegorz Głuch z Bydlina narzeka na chaos w rejestracji. Mimo zapisania wnuczki do lekarza czekał wiele godzin Magdalena Balicka
Mieszkaniec Bydlina (pow. olkuski), Grzegorz Głuch zwrócił się do nas z prośbą o interwencję. Jego zdaniem w ośrodku zdrowia w Kluczach przy ul. Zawierciańskiej panuje chaos.

Przekonał się o tym dwukrotnie, gdy jego czteroletnia wnuczka Kaja rozchorowała się. - W nocy zaczęła kaszleć, gorączkować. Z samego rana wsiadłem w samochód, by ją zarejestrować do lekarza w przychodni w Kluczach - opowiada pan Grzegorz. Do przychodni w Kluczach ma jedenaście kilometrów. Tam jego córka zapisała wnuczkę, bo właśnie w Niepublicznym Zakładzie Opieki Zdrowotnej "Zdrowie" są najlepsi pediatrzy w okolicy.

Kilka godzin później powtórzył wycieczkę do Klucz, tym razem z chorą wnuczką. - Choć byliśmy zarejestrowani jako jedni z pierwszych pacjentów, co chwilę lekarka wołała kogoś, kto przyszedł po nas - denerwuje się mężczyzna. Na szczęście pani doktor wychodząc na chwilę z gabinetu zauważyła znajomą buzię i poprosiła dziadka z wnuczką do siebie. Na wypisanie recepty czekali jednak kolejną godzinę, bo okazało się, że w gabinecie nie było kartoteki Kai.

- I godzinę jej szukali. Po prostu ktoś odłożył ją nie na tam, gdzie trzeba - żali się pan Grzegorz. W końcu pediatra przepisała małej antybiotyk i kazała przyjść na kontrolę za tydzień. Wtedy sytuacja znów się powtórzyła. Zanim jednak ponownie przepadła kartoteka dziewczynki, jej dziadek od godziny 8.30 próbował ją zarejestrować telefonicznie. Udało się dopiero po godzinie dwunastej.

- Sygnał cały czas był zajęty, choć dzwoniłem na okrągło. Ewidentnie ktoś odłożył słuchawkę - snuje domysły pan Grzegorz. - Gdy już dotarliśmy na miejsce, byłem przekonany, że kartoteka leży u pani doktor i lada chwila zawoła nas na kontrolę. Tymczasem mijała kolejna godzina i nic - opowiada rozgoryczony. Dopiero po interwencji w recepcji okazało się, że kartoteka nadal tam jest. Na pytanie zadane przez pana Grzegorza, dlaczego jej nie zaniesiono do gabinetu, pani w recepcji odparła, że ona tutaj pracuje tylko dorywczo i nie wie nic o kartotece.

- Chore dziecko musiało męczyć się tyle czasu na korytarzu, bo pani w recepcji zapomniała o nas. To jest niepoważne - zaznacza Grzegorz Głuch, przekonując, że podobne odczucia mieli także inni pacjenci, którzy wraz z nim czekali w kolejce do lekarza.

- Wcześniej z rejestracją w tym ośrodku nie było żadnych problemów - można było rejestrować się telefonicznie i kartoteki nie ginęły. Kłopoty zaczęły się, gdy pracująca tam pani poszła na urlop macierzyński- twierdzi mieszkaniec Bydlina. - Teraz w recepcji jest mnóstwo przypadkowych osób, przez co panuje bałagan.

Pan Grzegorz zaznacza, że do samych lekarzy nie ma najmniejszych zastrzeżeń. Swoją interwencją chce tylko uczulić pracowników przychodni, by lepiej zorganizowali pracę w rejestracji.



Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z regionu. Zapisz się do newslettera!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Giganci zatruwają świat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na olkusz.naszemiasto.pl Nasze Miasto