Niemieccy naziści bardzo skrupulatnie notowali i przechowywali wszelkie dane. Tymczasem na tablicy ofiar Marszu Śmierci więźniów obozu Auschwitz – Birkenau w Pszczynie widnieje nazwisko dziadka Romana Zakrzewskiego, który... przeżył wojnę. Mieszkający w Rybniku-Boguszowicach emerytowany ślusarz zastanawia sią, jak to możliwe…, i szuka odpowiedzi.
Szewc i rolnik spod Włocławka
- Mój dziadek Aleksander Gołembiewski mieszkał koło Włocławka. Był szewcem, ale miał też duże gospodarstwo rolne. W 1943 roku został aresztowany przez Niemców z powodu donosu, że wyraża się źle o Trzeciej Rzeszy. Nie wiem, jak to się stało, ale wywieźli go na Śląsk do Chwałowic koło Rybnika – opowiada Roman Zakrzewski, który próbuje rozwikłać tajemnicę imienia i nazwiska z tablicy w Pszczynie.
W chwałowickiej Donnersmarckgrubbe i żorskiej Hucie Pawła
Aleksander był przymusowym pracownikiem w kopalni, która „za Niemca” nazywała się Donnersmarckgrubbe, a w czasach polskich – Chwałowice. Później został przeniesiony do Huty Pawła w Żorach, założonej w 1842 roku. Od 1851 roku, właścicielami zakładu byli znani w mieście żydowscy przedsiębiorcy - Maurycy Adler i Józef Panofski. W międzywojniu pełna nazwa brzmiała „M. Adler i J. Panowski, S-ka z o.o., Odlewnia Żelaza i Fabryka Maszyn »Huta Pawła«”. Dygresja ta jest nam potrzebna, aby pokazać tożsamość miejsca, do którego trafił dziadek pana Romana. W mieście przez wieki dość zgodnie żyli przedstawiciele wielu nacji i wyznań religijnych. Skupiali swój wysiłek na sprawach społecznych i gospodarczych. Kiedy na początku września 1939 roku Górny Śląsk, w tym Żory zajęli Niemcy, zakład przejęła Trzecia Rzesza.
Zobacz zdjęcia - kliknij TUTAJ!
Ucieczka z Marszu Śmierci
- Jako więzień zmuszony do pracy dla nazistów, Aleksander Gołembiewski został zabrany wraz z innymi z Huty Pawła i włączony do Marszu Śmierci, który w styczniu 1945 roku wszedł do Żor od strony Pszczyny. Dziadkowi udało się zbiec, w którym miejscu..., nie wiem - mówi pan Roman.
Schronienie dał uciekinierowi właściciel jednego z gospodarstw w pobliżu Młyna elektrycznego, który sąsiadował z hutą. To kolejny dowód na to, jak Ślązacy pomagali ludziom pędzonym przez esesmanów w nieludzkich warunkach, podczas mroźnej zimy. Ci dobrzy gospodarze sami ryzykowali życie swoje i swoich rodzin.
Zaczęło się od Arbeitskarte Aleksandra Gołembiewskiego
Dzięki jednemu z nich Aleksander Gołembiewski przeżył wojnę. Po „wyzwoleniu” Żor wrócił do rodziny pod Włocławkiem. Zabrał żonę oraz czworo dzieci i wszyscy wyjechali w okolice Iławy na Mazurach (tzw. Ziemie Odzyskane), gdzie się osiedlili. Po śmierci żony ożenił się drugi raz i z drugiego małżeństwa miał dwóch synów. Nigdy nie opowiadał wnukowi o czasach wojny i niemieckiej okupacji. Zmarł w 1989 roku - w tym samym dniu, w którym się urodził. Dożył 86 lat.
Pan Roman zainteresował się wojennymi losami dziadka bardzo późno.
- Dość przypadkowo w ręce wpadła mi Arbeitskarte dziadka, w której przeczytałem, że pracował jako więzień w Donnersmarckgrubbe i w Hucie Pawła. Potem dowiedziałem się od mojej mamy, że z babcią przyjeżdżała do Żor w odwiedziny do ojca. Musieli gdzieś mieszkać, nie wiem na jakich odbywało się to zasadach. Jak to było możliwe - zastanawia się.
Im jest starszy, tym bardziej ciąży mu tajemnica imienia i nazwiska z tablicy w Pszczynie.
- Nie wiem, czy widniejące na tablicy nazwisko Aleksander Gołembiewski to mój dziadek czy inna osoba o tym samym imieniu i nazwisku? – dopytuje.
Bo jeśli tak, to pochowany w grobie pod Iławą mężczyzna nie może być jego dziadkiem. W tej sprawie kontaktował się już z róznymi instytucjami. Odpowiedzi na pytania dalej nie ma.
Polenlager 95 w Żorach
O próbę jej znalezienia poprosiliśmy Jana Delowicza, pracownika Muzeum Miejskiego w Żorach, badacza dziejów miasta i regionu, autora wielu książek historycznych.
- Faktycznie, w Żorach Niemcy dołączyli do Marszu Śmierci więźniów Polenlagru 95, który znajdował się na terenie dawnych koszar wojskowych, bardzo blisko Huty Pawła. Szli w swoich ubraniach. Niektórzy opowiadali mi, że dotarli do Wodzisławia Śląskiego za więźniami w pasiakach KL Auschwitz-Birkenau – mówi Jan Delowicz.
Jak ustalono, osadzeni w Polenlager 95 pracowali w Hucie Pawła oraz w innych żorskich firmach, np. młynie i Minerwie.
- Nie wydaje mi się, żeby mężczyzna wymieniony z i mienia i nazwiska na tablicy w Pszczynie był dziadkiem pana Romana. Nie mógłby przecież pracować w Hucie Pawła. Więźniowie byli pędzeni z Oświęcimia w kierunku Żor, a Pszczyna jest po drodze. Nie miałoby żadnego sensu prowadzenie więźniów z Żor do Pszczyny, a stamtąd do Wodzisławia – argumentuje pan Jan.
Litera „P” jak relikwia
Roman Zakrzewski chciałby jednak mieć na to dowody w postaci dokumentów. Zamierza szukać dalej i liczy, że ten artykuł pomoże w znalezieniu odpowiedzi. W domu przechowuje literę „P”, którą nosił w obozie jego dziadek. Ma też narzędzia szewskie po dziadku – jednym z nich jest kopyto, ale również młotek, kleszcze do naciągania butów i do robienia dziur w skórze, szydło oraz wiele innych pamiątek.
Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?