Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wypadek w Michałówce: co im strzeliło do głowy? Całe życie mieli przed sobą

Małgorzata Gleń
Grób Kuby na cmentarzu w Jangrocie tonie w białych kwiatach
Grób Kuby na cmentarzu w Jangrocie tonie w białych kwiatach fot. Małgorzata Gleń
Strażacy i policjanci, którzy przybyli na miejsce tego tragicznego wypadku, podkreślają, że cała piątka jadących w aucie dzieci mogła zginąć. Z samochodu trzeba było je wycinać, by pospieszyć im na ratunek. Dla Oli i Kuby na pomoc było już za późno. Ania, Magda i Mateusz trafili do szpitali.

Zobacz także: Troje rannych w wypadku

W Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie-Prokocimiu uspokajają, że dwóm rannym dziewczynkom Ani i Magdzie nic już nie grozi. - Obydwie czują się dobrze. Zostały przeniesione na zwyczajne sale - mówi Magdalena Oberc, rzecznik szpitala.

Rodzice dziewczynek w końcu mogą odetchnąć z ulgą po dniach niepewności i strachu.

- Magda z tego wyjdzie - cieszył się w miniony wtorek rano Jacek Piątek, tata 16-letniej gimnazjalistki, bo w ten dzień jego córka miała być przeniesiona z intensywnej terapii na oddział ortopedyczny. Z twarzy nie schodził mu uśmiech. - To pierwsza dobra wiadomość od tak dawna - dodaje promiennie. Ostatni tydzień był dla niego niekończącym się pasmem nieszczęść.

Tragedia rozegrała się 25 maja. Magda, Ola i Ania po południu ruszają na spacer pod szkołę podstawową. Obok mieszka Kuba, a kilka domów dalej Mateusz. Dzieci spotykają się razem. Po pewnym czasie rodzi się pomysł, by pojeździć sobie autem. Kuba zabiera z domu kluczyki od toyoty yaris swojego ojca. Cała piątka wsiada do środka. Rajd po wsi wszystkim sprawia dużą radość. Przerywa ją krzyk, gdy rozpędzone auto wypada z drogi. Samochód roztrzaskuje się na betonowych zbiornikach leżących na poboczu przy drodze z Trzyciąża do Olkusza. To raptem 400 metrów od domu Kuby.

Pisk opon i huk słychać z daleka. Mieszkańcy pobliskich domów wybiegają na ulicę. Wrak samochodu leży na boku. Ludzie próbują wyciągać rannych. Ktoś odłącza akumulator, bo iskrzy, a z baku wylewa się paliwo. Zaraz potem w oddali słychać ryk syren policji, a potem karetek pogotowia.

- Nie dało się poznać kto to. Gdy spostrzegliśmy, że to dzieci, nogi się pode mną ugięły - relacjonuje wstrząśnięty Mieczysław Bryzik, który na miejsce tragedii przyszedł jako jeden z pierwszych.

Informacja szybko roznosi się po wsi. Przybiegają rodzice, babcie, ciotki, i wujkowie rannych dzieci.

Na miejscu rozgrywa się dramat. Bliscy mdleją i krzyczą z rozpaczy. Byli tam też rodzice Oli. Widzieli, jak córkę reanimują lekarze, jak jej ciało wnoszą do karetki. I powoli tracili nadzieję, gdy lekarze bezskutecznie starali się przywrócić jej życie.

Tata Oli o wypadku dowiedział się od przypadkowych ludzi. Ktoś przybiegł do jego domu i powiedział tylko, że stało się nieszczęście. - Powiedział, że był wypadek, to chwyciłem za telefon i dzwonię do Oli, ale nie odbierała. Już biegnąc wiedziałem, że tam musi być moja córeczka - przyznaje zdruzgotany mężczyzna. Razem z żoną od śmierci dziecka nie potrafią sobie znaleźć miejsca. Chodzą po domu, dotykają rzeczy Oli i wspominają. W sobotę odprowadzili ją na cmentarz.

Kilka grobów dalej leży Kuba, który kierował autem. - To był taki dobry dzieciak, nasza nadzieja - szlocha Marianna Knap, babcia chłopca. Kobieta nie była na pogrzebie ukochanego wnuka. Nie dała rady. - Wszędzie widzę jego uśmiechniętą buzię - płacze.

Tata Kuby bez celu błąka się po gospodarstwie. - Jest nam trudno, bardzo trudno - mówi cicho. Razem z żoną i innymi rodzicami chodzą na poranne msze święte do kościoła w Jangrocie i w Bogu szukają pocieszenia.

Spokojni o życie swoich dzieci są już rodzice Ani i Magdy. Dziewczynki najgorsze mają za sobą. Obydwie jeszcze w czwartek przeszły operacje. Ania ręki, a Magda połamanych nóg.

W lepszym stanie była Ania. Już w niedzielę trafiła z oddziału intensywnej terapii na zwyczajną salę na oddziale ortopedycznym. Gorzej operację zniosła Magda. Długo była utrzymywana w stanie tak zwanej śpiączki farmakologicznej. Na intensywnej terapii musiała leżeć do wtorku.

Jeszcze we wtorek dziewczynki nie wiedziały o skutkach tragedii.

- Byli u nich psychologowie i przygotowywali je, ale nie powiedziano im jeszcze o Kubie i Oli. Nie są gotowe na tak druzgocącą informację - tłumaczył Tadeusz Kowal, tata Ani. - Teraz muszą mieć spokój i dużo sił, aby wrócić do zdrowia - podkreśla.

W szpitalu na noc z córką została jego żona Beata. Z Magdą była jej mama. Dziewczynki o tragedii kolegów dowiedziały się dopiero następnego dnia, w minioną środę. Cały czas siedziały przy nich mamy. Dziewczynki przeżyły to silnie. Na razie są w szoku.

Jeszcze minie sporo czasu, zanim będą mogły zostać przesłuchane przez policjantów, którzy chcą wyjaśnić szczegółowe okoliczności i przyczyny tej tragedii.
W Michałówce wypadek nie schodzi z ust ludzi.

- Dobrze, że ludzie o tym mówią. Może dotrze do kolejnego dzieciaka, który chciałby zrobić coś nieprzemyślanego, czym to się może skończyć - nie ma wątpliwości Stanisław Kowal, dziadek Ani.

W gimnazjum w Jangrocie, do którego chodziła cała piątka, czekają na Anię, Magdę i Mateusza. Liczą, że zaraz po wakacjach spotkają się na szkolnych korytarzach. Trzymamy za to kciuki.

Codziennie rano najświeższe informacje prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

od 12 lat
Wideo

Stop agresji drogowej. Film policji ze Starogardu Gdańskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na olkusz.naszemiasto.pl Nasze Miasto