Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Viki Gabor: Popularność wcale mnie nie męczy

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Viki Gabor to trzynastoletnia wokalistka z Krakowa, która wygrała w zeszłym roku Eurowizję Junior. Teraz do sklepów muzycznych trafia jej debiutancka płyta – „Geteway (Into My Imagination)”. Z tej okazji młoda piosenkarka opowiada nam o swojej drodze do sławy.

FLESZ - Polacy za biedni by jeść eko

- Jak się czujesz trzymając w rękach swoją pierwszą płytę?
- Jakbym stanęła na podium z medalem! Kiedy ją zobaczyłam, aż mi się łezka w oku zakręciła. To przecież moja debiutancka płyta. Pracowałam nad nią bardzo długo i wreszcie jest gotowa. W ten sposób spełniły się moje marzenia.

- Piosenki na płycie są bardzo nowoczesne. Taką muzykę lubisz najbardziej?
- Podobają mi się różne gatunki. Nowoczesny pop jest jednym z moich ulubionych. Chętnie słucham też soulu i R&B. Starałam się, żeby ta płyta była zróżnicowana. Tak, aby każdy znalazł na niej coś dla siebie. Chętnie sięgam po różne rodzaje muzyki, bo to jest dla mnie rozwijające.

- Jest na płycie utwór „Still Standing”, który napisałaś z siostrą Melisą i „Guilty”, który ona napisała samodzielnie. Te piosenki są ci najbliższe?
- Każda piosenka jest mi bliska. Bo każda ma swoją historię. Nie mogę więc wybrać jednej czy dwóch. „Still Standing” i „Guilty” są dla mnie szalenie istotne, bo przecież to moja siostra poświęciła swój czas, aby je napisać, żebym miała fajne piosenki na swojej płycie. Jestem jej za to bardzo wdzięczna. Mam nadzieję, że na następnej płycie będzie jeszcze więcej naszych piosenek.

- Jak tworzycie te utwory?
- Czasem nawet w trakcie robienia czegoś, jak jesteśmy w domu. Kiedy Melisa ma pomysł, to siada z długopisem nad kartką papieru i pisze piosenkę. Potem odwiedzamy wujka Mateusza, który ma mini studio i tam rozwijamy ten pomysł. A ostatecznie wszystko nagrywam w Warszawie.

- Jak ci się spodobały te piosenki, które przygotowała dla ciebie wytwórnia?
- Bardzo. Lubię dostawać piosenki od innych kompozytorów i producentów, bo to jest zawsze nowe doświadczenie. Niektórzy z nich są bardzo znani i pracowali z prawdziwymi gwiazdami, jak choćby Katy Perry. To dla mnie zaszczyt, że i ja mogłam dostać od nich piosenki. Okropnie trudno było mi wybierać spośród tak wielu dobrych kompozycji, ale zależało mi, żeby na mój debiutancki krążek weszły najlepsze i jakoś mi szczególnie bliskie. W powstawaniu wielu z nich brałam czynny udział. Mój producencki dream team - Patryk Kumór, Dominic Buczkowski i Lanberry - to mega profesjonaliści. W dodatku znają mnie od pierwszych chwil w wytwórni. Poza tym lubimy się, więc praca w takim gronie jest super przyjemnością.

- Nie uważasz, że niektóre teksty są zbyt dorosłe jak na trzynastoletnią dziewczynkę?
- Każdy może interpretować moje piosenki po swojemu. Zależy od człowieka, co chce w nich usłyszeć i na jaką swoją historię przełożyć. Ja śpiewam przeważnie o własnym świecie i o muzyce. Staram się przekazać w nich swój światopogląd, czyli dbanie o naturę („Superhero”), wspieranie się wzajemne („Ramię w ramię”), szanowanie i docenianie przyjaźni („Forever And A Night”), czy trwanie na swojej obranej drodze życia, mimo przeciwności („Still Standing”).

- Dlaczego większość piosenek na płycie jest po angielsku?
- O wiele łatwiej jest mi śpiewać po angielsku, bo mieszkałam w Anglii siedem lat. Łapię się na tym, że myślę po angielsku, łatwiej mi coś wyrazić w tym języku – jak na przykład wspomnienie rozstania z moimi szkolnymi, angielskimi przyjaciółmi w „Forever And A Night”. Ale ciężko pracuję nad szlifowaniem języka polskiego, bo oczywiście chciałabym zrobić karierę w Polsce. To jest dla mnie bardzo ważne, bo to Polska jest moim miejscem na Ziemi. Dlatego w przyszłości będę też śpiewać piosenki po polsku. Nawet jedna już się szykuje!

- Jak ci się spodobała praca w profesjonalnym studiu?
- Bardzo. Jak wspomniałam, pracowałam z dwoma producentami - Dominikiem Buczkowskim i Patrykiem Kumórem. Czasem wpadała też do nas Lanberry. Oni tworzą świetną atmosferę. Bardzo lubię ten moment, kiedy mogę napisaną wcześniej piosenkę zaśpiewać i nagrać w studiu. To jest prawdziwa bomba. Wymaga to sporo pracy: nagrywając płytę czasem siedziałam nawet do drugiej w nocy. Ale są tego efekty.

- Płytę promowały cztery single i do każdego z nich powstał teledysk z tobą w roli głównej. Lubisz kręcić wideoklipy?
- Teledyski są dla mnie bardzo istotne, ponieważ nadają smak poszczególnym piosenkom. Są dopełnieniem pracy nad danym utworem. I tworzą mój wizerunek, od pierwszego „Time”, przez „Supehero”, „Ramię w ramię”, „Getaway”, „Forever and A Night” i „Not Gonna Get It”, po ten najnowszy, który lada moment ujrzy światło dzienne, a będzie ilustrował kolejną moją piosenkę po polsku.

- Wideoklip do „Getaway” powstał w Kalifornii. Jak wspominasz jego realizację?
- To była wielka przygoda. Od małego chciałam pojechać do Los Angeles. I jak widać marzenia się spełniają. Zdjęcia do „Getaway” kręciliśmy na prywatnym ranczo, gdzie przede mną Beyoncé i Lady Gaga nagrały teledysk do piosenki „Telephone”. Było to więc dla mnie wielkie „wow!”.

- Chciałabyś kiedyś spróbować swoich sił w aktorstwie?
- Czemu nie? Byłoby bardzo fajnie. Nie ukrywam, że lubię występować przed kamerą. To za każdym razem jest nowa przygoda. Zresztą aktorstwo bardzo się przydaje w śpiewaniu na scenie.

- Na płytę trafił twój wspólny utwór z Kayah – „Ramię w ramię”. Jak doszło do waszego spotkania?
- Kiedyś wrzuciłam do internetu mój cover piosenki „Back To Black” Amy Winehouse. Kayah zwróciła na niego uwagę i skomentowała ten post oraz udostępniła na swoim profilu. Kiedy to zauważyłam, byłam w szoku. Bo wszyscy w moim domu jesteśmy jej fanami. Wtedy obie wpadłyśmy na ten sam pomysł – że fajnie byłoby zrobić piosenkę razem. I to się udało. Kiedy nagrywałyśmy w studiu, to był dla mnie mega czad. Mogłam przecież pracować z legendą polskiej piosenki! Dużo się od niej nauczyłam. Kayah jest niesamowitą osobą, bardzo ją lubię.

- Nie wstydziłaś się jej ani trochę?
- Już kiedy pierwszy raz się spotkałyśmy, była bardzo miła atmosfera. Czułam się tak, jakby Kayah znała mnie od małego. Wcześniej myślałam, że będzie trochę spina, ale okazało się, że było ekstra.

- „Ramię w ramię” jest inna niż reszta piosenek na płycie, bo ma mocną folkową nutę. Dobrze ci się śpiewało taką muzykę?
- Świetnie! Lubię też folk. W moich żyłach płynie romska krew, a z nią miłość do muzyki etno. Czasami słucham takich utworów. Dobrze było spróbować czegoś odmiennego, a jednocześnie bliskiego mojemu sercu.

- „Ramię w ramię” nawołuje do kobiecej solidarności. Dziewczyny powinny trzymać się razem?
- Nie tylko dziewczyny, ale wszyscy ludzie powinni się wspierać i pomagać sobie nawzajem. Tymczasem tak nie jest – i to bardzo smutne. Myślę, że ta nasza piosenka trochę pomogła ludziom. Niektórzy do nas piszą, że są nam wdzięczni za ten utwór. Ponieważ dużo dał im do zrozumienia. To bardzo piękne, bo starałyśmy się z Kayah właśnie o taki odzew.

- Ty przyjaźnisz się z samymi dziewczynkami czy z chłopakami też?
- (śmiech) Przyjaźnię się ze wszystkimi. Jestem otwarta na przyjaźnie z dziewczynami i chłopakami. Najbliższe są mi jednak dwie przyjaciółki – Samanta, która jest moją kuzynką i Ala. Najwięcej czasu spędzam z tą pierwszą.

- A masz kolegę, którego darzysz wyjątkową sympatią?
- (śmiech) Ja wszystkich traktuję po równo.

- Jak koledzy i koleżanki reagują na twoje sukcesy?
- Wspierają mnie w tym wszystkim. Kiedy wygrałam Eurowizję Junior i przyszłam do szkoły, to zrobili mi wspaniałą niespodziankę: był torcik i balony. W ogóle się tego nie spodziewałam, bo przyszłam do szkoły tak na luzie, żeby się z wszystkimi przywitać po dłuższej przerwie.

- Nikt ci nie zazdrości sukcesów?
- Nie spotkałam kogoś takiego w mojej szkole.

- Pewnie przez koncerty i nagrania zdarza ci się sporo nieobecności w szkole. Nie masz problemów z nauczycielami?
- Teraz mam indywidualny tok nauczania. Nauczyciele mnie rozumieją i wspierają w stu procentach. Wielu z nich uczyło też moją mamę, bo chodzę do tej samej szkoły, co ona kiedyś. Dzwonią więc do mamy i pytają czy nie trzeba mi w czymś pomóc lub wytłumaczyć jakiegoś materiału. Mam bardzo fajnych nauczycieli. To jest super – bo wiem, że niektórzy moi rówieśnicy, którzy też śpiewają, mają problemy ze szkołą, która niestety ich nie wspiera.

- Na czym polega ten indywidualny tok nauczania?
- Kiedy jestem w Warszawie, mam zajęcia online. Gdy wracam do Krakowa, chodzę do szkoły, bo lubię spotkać się z klasą i nauczycielami. To może brzmi trochę dziwnie, bo moi rówieśnicy raczej nie tęsknią za szkołą. (śmiech)

- Jakie lubisz najbardziej przedmioty?
- Może inaczej: najmniej lubię matmę. (śmiech) A najbardziej muzykę i plastykę. Nie umiem za bardzo dobrze rysować, ale to taki spokojny przedmiot, na którym się siedzi i pracuje z przyjemnością. Lubię też biologię i geografię, polski też jest OK. Z angielskim również nie mam problemów. Już częściej z polskim. (śmiech)

- Dobrze ci się mieszka w Krakowie?
- Tak. Uwielbiam Kraków. To przyjazne miasto. Cała moja rodzina tutaj mieszka. Najbardziej podoba mi się Rynek Główny, jest bardzo ładny. Lubię też krakowskie parki.

- Dzięki temu, że zwyciężyłaś w zeszłym roku Eurowizję Junior, stałaś się w Polsce powszechnie rozpoznawalna. Jak sobie z tym radzisz?
- To dla mnie bardzo miłe. Lubię poznawać swoich fanów w realu. Bardzo często się zdarza, że ktoś mnie zaczepia na ulicy i chce sobie zrobić wspólne zdjęcie. Cudownym doświadczeniem było podpisywanie mojej debiutanckiej płyty w Galerii Młociny w Warszawie, oczywiście przy zachowaniu środków ostrożności. Nie spodziewałam się aż tylu fanów! Podpisywałam płytę, rozmawiałam z nimi, robiliśmy sobie zdjęcia przez ponad pięć godzin! I choć przyjechałam prosto z Opola, w ogóle nie czułam zmęczenia.

- Masz jakiś sposób na zachowanie anonimowości?
- Trzeba się zapiąć. (śmiech) Założyć okulary i czapkę. Ja jednak zawsze wychodzę ubrana na luzie. Nie przeszkadza mi, że ktoś rozpoznaje mnie na ulicy i okazuje swoją sympatię. To naprawdę przyjemne. Popularność wcale mnie nie męczy.

- Lubisz występować na żywo?
- Uwielbiam. Teraz niestety przez pandemię odwołano większość koncertów. Ale przedtem bardzo często występowałam. To wspaniałe uczucie, kiedy ma się swoich fanów i czerpie się od nich pozytywną energię na scenie.

- Masz tremę przed występami?
- Kiedyś miałam na maksa. A teraz już nie. Ostatnio dawałam koncert – i w ogóle ani przez moment jej nie czułam.

- Ktoś ci towarzyszy z dorosłych podczas występów?
- Przeważnie mama. Wszędzie ze mną jeździ. Sama na razie jeszcze jestem na to za młoda.

- Miałaś też okazję występować w Anglii. Tam było inaczej?
- Trochę, bo tam publiczność mnie nie znała tak dobrze, jak w Polsce. Pojechałam w trasę z chłopakami z Bars & Melody i ich fani pytali: „Kto to jest Viki?”. Byli jednak tacy, którzy już znali „Superhero”. Generalnie było bardzo fajnie, bo uwielbiam tych Szkotów z Bars & Melody, a oni kochają Polskę – mają tu mega duży fanklub. Dzięki nim mogłam poznać nową publiczność. I teraz również ja mam fanów w Anglii, którzy piszą do mnie na Instagramie: „Kiedy wrócisz do UK?”.

- Kto przychodzi na twoje koncerty?
- Ostatnio zauważyłam, że przychodzą nie tylko dzieci, ale też dorośli. To bardzo miłe, bo staram się tworzyć muzykę nie tylko dla najmłodszych, ale też dla starszych.

- Lubisz kontakt ze swoimi słuchaczami przez media społecznościowe?
- Lubię. Chociaż wolałabym realny. Najczęściej korzystam z Instagrama. Nie jest to jednak łatwe, bo fani piszą do mnie codziennie i czasami mój profil się blokuje. Dlatego trudno podtrzymywać ten kontakt, bo nie jestem fizycznie w stanie odpisać na każdą zajawkę.

- Dużo czasu spędzasz przed komputerem czy telefonem?
- Staram się nie przesadzać. Najczęściej poświęcam jakieś dwie godziny dziennie, aby pisać z fanami. Wolę po prostu spęczać czas z rodziną, albo tworzyć nowe piosenki.

- W utworze „Afera” śpiewasz: „Tak niewiele o mnie wiesz”. Czy to znaczy, że ta Viki z mediów, to inna osoba niż Wiktoria z krakowskiej szkoły?
- Staram się zawsze być naturalna i nie udawać nikogo przed kamerą czy przy moich fanach. Myślę, że to nie ma w ogóle sensu, żeby kogoś udawać. Dlatego zawsze jestem sobą.

- Miałaś już okazję doświadczyć internetowego hejtu. Jak sobie z tym radzisz?
- To boli. Trzeba się do tego przyznać. Dlatego próbuję tego nie czytać i mieć do tego dystans. Każdy w branży muzycznej ma jednak z tym do czynienia. Ja nie jestem jedyna. To nie jest przyjemne, ale trzeba sobie z tym jakoś radzić. Widzę w tym jednak pewien plus: hejt oznacza, że ludzie myślą i rozmawiają o mnie. Interesują się moją karierą. Tym, jak będzie ona wyglądać. I może z czasem przekonam ich do siebie?

- Nigdy nie ukrywałaś swego romskiego pochodzenia. Jesteś z niego dumna?
- Bardzo. Po mojej wygranej na Eurowizji Junior pojawiły się plotki, że nie jestem Polką. To nieprawda. Jestem Polką z romskimi korzeniami. I jestem z tego dumna. Bo każde korzenie są ważne i piękne. Wszyscy powinni mieć i znać własną tradycję i obyczaje.

- W twoim domu kultywowane są jakieś romskie tradycje?
- Nasze obyczaje nie różnią się bardzo od tych typowo polskich. Mamy oczywiście swój własny język. Choć niektóre słowa są takie same jak polskie. No i muzykę – ona bardzo się różni.

- Twoi rodzice śpiewają?
- Cała rodzina jest bardzo muzykalna. Mama i tata śpiewali w zespole. Najbardziej muzykalny jest wujek – jest po szkole muzycznej, gra praktycznie na wszystkich instrumentach, ma swoje mini studio nagraniowe w domu. Mamy więc muzykę we krwi, my bez muzyki nie żyjemy.

- Twoja siostra nie chce iść w twoje ślady?

- Melisa woli drugi plan. Dlatego lubi siedzieć w domu i pisać piosenki. Raczej więc nie wyjdzie na scenę. Bardzo bym chciała, żeby śpiewała razem ze mną, ale będzie z tym ciężko. Tym bardziej, że jest starsza ode mnie o cztery lata.

- Kto odkrył twój wokalny talent?
- Kiedy byłam mała, nigdy nie śpiewałam przed innymi, bo się tego wstydziłam. Uważałam, że to nie dla mnie. Kiedyś urządzono jednak u nas w domu karaoke. W pewnym momencie wszyscy wyszli z pokoju i zostawili mikrofon oraz włączony telewizor. Dlatego postanowiłam zaśpiewać. Rodzice to nagrali – i pokazywali wszystkim znajomym. Każdy mówił potem: „Ależ ona ma fajny głos”. Wzięłam to sobie do serca i uprosiłam rodziców, aby mnie zgłosili do „The Voice Kids”. Od tego wszystko się zaczęło.

- Byłaś w tym programie w drużynie Tomsona i Barona. Pomógł ci ich wokalny „trening”?
- Otrzymałam od nich wiele wskazówek, które bardzo mi się przydały. W programie poznałam też trenera wokalnego „The Voice Kids” – Adama Czaplę. On też mi pomógł – nawet przy płycie. Spotkaliśmy się przy okazji programu i od tamtej pory pracujemy razem. On jest świetny: zawsze czuje, kiedy jakaś piosenka mi się nie podoba.

- „The Voice Kids” był oparty o rywalizację między poszczególnymi uczestnikami. Nie miałaś z tym problemu?
- Ja nigdy nie podchodziłam do tego w ten sposób. Ludzie przed telewizorami mogli myśleć, że my tam ze sobą rywalizujemy. A my tak naprawdę się wspieraliśmy. „The Voice Kids” to wspaniała przygoda, poznałam tam mnóstwo fajnych ludzi. Podobnie było w przypadku Eurowizji Junior.

- Masz nadal kontakt z pozostałymi uczestnikami tych programów?
- Tak. Kiedy jestem w Warszawie, spotykam się z moimi przyjaciółmi z „Kidsa”.

- Jak wspominasz swój pamiętny występ w finale Eurowizji Junior w Gliwicach w zeszłym roku?
- Dobrze to pamiętam i do tej pory czuję te wszystkie emocje, których wręcz nie da się opisać. Bo to był i stres, i szczęście, i smutek, bo tym samym wszystko się przecież skończyło. To był niesamowity czas. Z dzieciakami z Eurowizji też mam dobry kontakt. Ostatnio chcieliśmy się spotkać w realu, ale przez pandemię stało się to niemożliwe. Mamy za to fajną grupkę na Instagramie i tam często ze sobą rozmawiamy.

- Bardzo zmieniło się twoje życie po tym zwycięstwie?
- Bardzo. Tyle, co się zadziało po Eurowzji, to się w głowie nie mieści. To był obrót o 180 stopni.

- Jak sobie z tym radzisz?
- Dobrze. Rodzice bardzo mi pomagają. Mam przecież szkołę i różne swoje rzeczy. Staram się mieć po trochu na wszystko czas. Bardzo się jednak cieszę, że to tak się zadziało. Wszystko jest na plus.

- Niebawem kolejna edycja Eurowizji Junior. Pojawisz się na tym koncercie jako prowadząca?
- Dostałam taką propozycję. To jednak jeszcze nie jest pewne, bo ze względu na pandemię, nie wiadomo jak konkurs w tym roku się odbędzie. Poza tym prowadzenie takiego koncertu to bardzo duży obowiązek. Roksana Węgiel, która się tego podjęła w zeszłym roku, powiedziała mi, że miała naprawdę dużo na głowie. Nie chcę się więc stawiać w takiej sytuacji, że sobie z tym nie poradzę. Muszę to na spokojnie przemyśleć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Viki Gabor: Popularność wcale mnie nie męczy - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto