Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sebastian z Kwaśniowa chodzi po jaskiniach, zwiedza świat, pływa kajakiem. Czuje się spełniony

Redakcja
Katarzyna Ponikowska
Sebastian Kołodziej na co dzień pracuje z młodzieżą. Jest terapeutą. W wolnym czasie podróżuje, uprawia sporty, organizuje rajdy. Sebastian nie czuje się nikim wyjątkowym. Uważa, że po prostu trzeba żyć w zgodzie ze sobą i doceniać to, co się ma.

Autorka: Katarzyna Ponikowska[zaj_kat]
W życiu postawił sobie kilka celów, m.in. pokonanie 500, 1000, 1500, 2000 kilometrów lub metrów, w zależności od tego, czym i gdzie się przemieszcza. Na razie przebył 1000 km, przepływając kajakiem Wisłę z Oświęcimia do Bałtyku. Pozostałe trasy ma w planach, w tym roku chce zejść w głąb ziemi 2000 metrów. - Trzeba sobie stawiać wyzwania i wytrwale do nich dążyć. Wystarczy wiara w siebie i determinacja - uważa Sebastian.

Przez rzeki i pustynie
Sebastian Kołodziej z Kwaśniowa Dolnego to niezwykle skromny człowiek. - Co ja o sobie mogę powiedzieć? - zastanawia się, kiedy zaczynamy rozmowę. - Staram się żyć, robiąc to, co mnie cieszy. Bardzo ważne są dla niego podróże i sport.

Od 25 lat uprawia taternictwo jaskiniowe. Zaczynał od Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Teraz szkoli innych i zdobywa jaskinie na całym świecie. W lipcu tego roku wybiera się do jaskini Krubera-Voronia w masywie Arabiki (zachodni Kaukaz). - Zejdziemy dwa kilometry pod ziemię. To jedno z najtrudniejszych takich miejsc na świecie - podkreśla Sebastian.

Dla odmiany chce pokonać dystans 1500 km na pustyni Gobi w Azji Wschodniej. Trasa idąca z południowego zachodu na północny wschód jest nieco dłuższa niż zakłada podróżnik, liczy ponad 1610 km długości. Na razie nie wie jeszcze, w jaki sposób to zrobi. Zastanawia się, czy nie przejechać jej na wielblądzie. Z kolei 500 km przejdzie pieszo w Polsce, pokonując najdłuższy szlak w polskich górach, czyli szlak beskidzki.

Za sobą ma już z kolei 1000 km, i to przebyte nie byle jak, bo kajakiem, którym przepłynął przez całą Polskę. - To była spontaniczna wyprawa. Chciałem to zrobić od dawna, ale jakoś ciągle nie mogłem się zdecydować - przyznaje nasz rozmówca.
W końcu wyruszył 23 marca tego roku. Płynął samotnie 16 dni. Pogoda go nie rozpieszczała. Było zimno i burzowo. Cały sprzęt i prowiant miał ze sobą. Spał w namiocie, który rozbijał, gdy zmierzchało. - Sporadycznie zdarzało się kogoś spotykać, np. wędkarza siedzącego nad brzegiem rzeki - wspomina Sebastian, który potraktował wyprawę także jako podróż w głąb siebie. - Człowiek w takiej sytuacji łapie duży dystans, nie spieszy się nigdzie, ma czas pomyśleć, a wokół jest wspaniała przyroda - mówi podróżnik.

Fascynacja Azją
Sebastian bez podróży nie wyobraża sobie życia. Szczególne zamiłowanie ma do krajów azjatyckich. Zaczęło się chyba od wojska, z którym w 1994 r. wyjechał na Bliski Wschód. Jedną z jego ciekawszych podróży była, według niego, wyprawa rowerowa po Tadżykistanie. Z dwoma kolegami pokonał około 2,5 tys. km. Cel nie został jednak osiągnięty, bo 40 km od podróżników wybuchła wojna. - Musieliśmy uciekać, żeby ambasada nie kazała nam wrócić do domu. To była fajna przygoda - wspomina. - Czasem, kiedy skądś wracam, ludzie pytają, jak było. Trudno na takie pytanie odpowiedzieć. Trzeba tam pojechać, poczuć klimat, poznać ludzi. To tak, jakby próbować wytłumaczyć, jak pachnie róża. Trzeba ją po prostu powąchać - tłumaczy Sebastian.

Nie ma trudnej młodzieży
Na co dzień Sebastian Kołodziej pracuje z młodzieżą w ośrodku terapii uzależnień w Jeżówce. To jego pasja. Czuje się w tym, co robi, spełniony. - Nie ma trudnej młodzieży. Są trudni rodzice i wychowawcy. Dzieciaki potrzebują akceptacji. Trzeba im wyznaczyć granice, normy, bez krzyczenia. Trzeba nauczyć je życia - uważa Sebastian. Dlatego sam stosuje alternatywną formę terapii, polegającą na grupowych wyjazdach „w dzicz”. Jak podkreśla, młodzi ludzie uczą się tam nie tylko survivalu, ale mają szansę odnaleźć równowagę w życiu.

Po tym, jak ośrodek w Jeżówce zostanie zamknięty, planuje otworzyć własną nowatorską placówkę. Obiekt już ma upatrzony, znajduje się koło Ogrodzieńca. Teraz walczy o dotacje unijne. Jeśli się uda, ośrodek zostanie otwarty w przyszłym roku.
Mapa życia na ciele

Od 2008 r. Sebastian prowadzi Stowarzyszenie Vajra, które skupia 15 osób robiących fajne rzeczy. Organizują m.in. Bieg Szlakiem Orlich Gniazd czy Rajd „Czterech Żywiołów”, który w tym roku odbędzie się 11 czerwca już po raz dziewiąty. Co roku bierze w nim udział ok. 200 osób. 28 sierpnia stowarzyszenie zaprasza z kolei na trzecią edycję humorystycznego Rajdu Wiejskiego, podczas którego są takie zadania, jak np. koszenie trawy czy wynoszenie gnoju.

Nową ciekawą fascynacją Sebastiana są tatuaże. Zawsze marzył, żeby się wytatuować, ale jakoś nie było okazji. Udało mu się to zrobić dopiero 3 lata temu w wieku 40 lat. Wszystkie wzory coś dla niego znaczą. Jest smok (fascynacja Azją), lew (symbolizujący dzikość, naszą drugą naturę), śmierć (koniec podróży), a wszystko to połączone mapą życia. W planach są m.in. kompas i twarze dzieci: 15-letniej Sary i 8-letniej Mai. - Chcę mieć po prostu na ciele własną mapę życia - wyznaje. - Tego, co przeżyłem, nikt mi nie zabierze.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na olkusz.naszemiasto.pl Nasze Miasto