W 19898 roku Jerzy Kwiatkowski kupił płyty stropowe, żeby pokryć kotłownię w swoim gospodarstwie ogrodniczym. Stał pod płytą, żeby ją przeciągnąć. Jeden z cięższych elementów spadł prosto na niego. - Pierwszy raz widziałem śmierć na oczy - wspomina Kwiatkowski. Doznał urazu kręgosłupa na odcinku lędźwiowym. Od tamtej pory, mimo intensywnej rehabilitacji, porusza się na wózku inwalidzkim. I do dziś boryka się z problemami zdrowotnymi. - Gdyby mi ktoś poprzedniego dnia powiedział, że jutro siądziesz na wózek, nie uwierzyłbym. Całkowicie zawalił mi się wtedy świat - opowiada. Jego córka miała wtedy 13 lat, syn -m 10. Nie wiedział, jak dalej żyć. Złapał kontakt z kolegą, który jeździł na wózku. Jego żona była rehabilitantką. - Nie umiem określić, jak wielką pomoc od nich otrzymałem. Rozumieli mnie. Mogłem się do nich zwrócić z każdym problemem - mówi.
W gospodarstwie pomagała mu rodzina i koledzy. Na zmianę uprawiali chryzantemy i warzywa: ogórki, pomidory, sałatę. W 1995 zaczął się duży remont i rozbudowa gospodarstwa. Miał wtedy 4,5 tys. doniczek chryzantem.
Syn zaczął w Olkuszu liceum ekonomiczne. Uważał, że ekonomia w biznesie to podstawa. Z czasem miał przejąć cały interes.
To był słoneczny październikowy dzień 1997 roku. 18-letni syn Jerzego Kwiatkowskiego po godz. 12 wyjechał autem do szkoły. Zajechał jeszcze po kolegę. Między Troksem a przejazdem kolejowym kierowca z Braciejówki miał w aucie niesprawne hamulce. To był ułamek sekundy. Uderzył w przód samochodu syna Kwiatkowskiego, który zginął na miejscu. Koledze oprócz urazu psychicznego włos z głowy nie spadł. Kierowca, który spowodował wypadek dostał wyrok w zawieszeniu. - Wtedy po raz drugi pomyślałem, co ja tu robię? W synu pokładałem jedyną nadzieję przejęcia gospodarstwa - wspomina Kwiatkowski. - W jakiś sposób trzeba było jednak sobie z tym poradzić. Dziś wiem, że można być pewnym tego, co jest, ale nie tego, co będzie. Można sobie planować, a i tak nic z tego nie wyjdzie - dodaje niepełnosprawny.
Mimo to Kwiatkowski wziął się w garść i spróbował jakoś ułożyć z powrotem swoje życie. Zaczął w miarę możliwości, uczestniczyć w życiu społecznym. Działa w Polskim Towarzystwie Walki z Kalectwem oraz Społecznej Radzie Wojewódzkiego Szpitala Chorób Płuc i Rehabilitacji w Jaroszowcu. Żyje aktywnie. Bierze udział w zawodach łuczniczych, propaguje uprawianie sportu wśród niepełnosprawnych i młodzieży.
Jego przygoda z łukiem zaczęła się przypadkowo. W 2002 roku na spotkanie Towarzystwa Walki z Kalectwem do Olkusza przyjechał Bogdan Dąsal, pełnomocnik prezydenta Krakowa ds. osób niepełnosprawnych. Jerzy Kwiatkowski robił pokaz rzutu oszczepem. Dąsal dał mu wtedy łuk i zapytał, czy to by go nie zainteresowało. Tak się zaczęło. W 2003 roku powstała sekcja łucznicza. W 2006 roku pojechał na swoje pierwsze zawody w Zamościu - halowe Mistrzostwa Polski. Zaczął odnosić pierwsze sukcesy. W ubiegłym roku zajął czwarte miejsce w V Międzynarodowych Mistrzostwach Polski Masters w Poznaniu. Do brązu brakło mu 10 punktów. - Pokazałem, że mogę w pełni rywalizować z osobami sprawnymi - zaznacza.
Niestety każdy wyjazd wiąże się z kosztami. Do tego trzeba utrzymać auto. Pieniądze są też potrzebne na rehabilitację oraz sprzęt, dzięki któremu Kwiatkowski może lepiej funkcjonować. - Po śmierci syna, wydzierżawiliśmy gospodarstwo. Córka została fryzjerką, a my nie byliśmy w stanie go sami prowadzić. Teraz musimy się z żoną utrzymać z dwóch rent po ok. 700 zł. Jest bardzo ciężko - podkreśla Kwiatkowski. Dlatego prosi o wsparcie. Jeżeli ktoś chce pomóc, może przekazać 1 procent podatku lub darowiznę Fundacji Avalon (KRS0000270809) z dopiskiem Kwiatkowski, 2768.
Policja radzi jak zaplanować podróż
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?