Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jaroszowiec. Stracone dzieciństwo pani Emilii

Redakcja
Emilia Gardyńska
Emilia Gardyńska Katarzyna Ponikowska
Emilia Gardyńska z Jaroszowca miała 3,5 roku, kiedy razem z rodziną została zesłana na Syberię. Tam zmarli jej rodzice. Święta i Nowy Rok sybiracy spędzali o suchym chlebie i wodzie. Pani Emilia jest wdzięcza Bogu, że przetrwała katorgę.

Mimo iż minęło ponad 75 lat, Emilia Gardyńska ciągle pamięta ten dzień, kiedy była małym dzieckiem. - Nasze szczęście prysnęło jednego ranka - wspomina ze łzami w oczach.

Straszny łomot do drzwi. Żołnierze z karabinami, ubrani w wielkie czapy z czerwonymi gwiazdami. Nadal czuje zimno, które pojawiło się wraz z nimi. I które trwało potem wiele następnych lat...

W wagonie towarowym
Pani Emilia urodziła się w 1936 roku. Rodzice mieszkali wtedy w Prandocinie w woj. małopolskim. Tata był kowalem. Miał też ziemię, ale ciężko było z tego utrzymać rodzinę - pani Emilia miała starszą siostrę i braci. Mężczyzna wraz z rodziną postanowił więc wyjechać na wschód. Tam otworzyli kuźnię. Bardzo dobrze im się powodziło, na świat przyszedł kolejny chłopczyk. Pani Emilia nie pamięta wszystkiego, ale w pamięci utkwiła jej śliczna, niebieska sukienka w białe kropki, w jaką ubierała ją od święta mama. Do tego wielkie, białe kokardy we włosach, sandałki i podkolanówki.

Kiedy wybuchła wojna, cała wieś została wywieziona pociągami towarowymi na Syberię. Również Emilia z rodzicami, siostrą i dwoma braćmi. Do jednego wagonu pakowali po osiem rodzin. - Traktowali nas jak zwierzęta. Do dziś czuję to zimno, wagon ogrzewał tylko jeden malutki piecyk. Na ścianach był szron, który lizaliśmy, kiedy chciało nam się pić. Toaletę mężczyźni zrobili wycinając nożami dziurę w podłodze wagonu - opowiada pani Emilia. - Byliśmy brudni, zaczęły męczyć nas wszy.

Jechali tak wiele tygodni, jedząc zgniłą kapustę i wodnistą zupę z rzepy. - Ludzie w takich warunkach umierali. Pamiętam, jak na postojach wyrzucało się trupy na zewnątrz. Takich rzeczy nie da się zapomnieć - mówi nasza rozmówczyni. - Jeszcze większy koszmar zaczął się jednak na miejscu.

Straciła rodziców
Rodziny upchnięto w barakach, które przerobione zostały na izby z boksów dla koni. - Tatuś pracował w kopalni i w tajdze jako drwal. Odwiedzał nas raz na tydzień - wspomina sybiraczka. - Pamiętam pierwszą Wigilię w tym baraku. - Wszyscy płakali. Śpiewaliśmy kolędy. Opłatka nie było, tylko głodowe porcje czarnego, gorzkiego chleba. Na szczęście mieliśmy chociaż siebie nawzajem.

Niestety, niedługo. Mama pani Emilii kolejny raz zaszła w ciążę. Po porodzie ciężko zachorowała. Nie było co jeść, nie było się jak umyć. Nie miała nawet czym karmić dziecka. - Po sześciu tygodniach mamusia zmarła, a zaraz za nią moja malutka siostrzyczka - wspomina ze łzami w oczach pani Emilia. - Tata był wtedy w kopalni. Inni mężczyźni zbili trumnę z nieheblowanych desek. Nie wiem, skąd mieli gwoździe i jak to zrobili. Ale pamiętam, jak patrzyłam na stojącą trumnę, na mamusię i siostrzyczkę. Wtedy do baraku wszedł tatuś. Podtrzymywały go sąsiadki. Upadł. Zabrali go do szpitala. Nigdy więcej go nie spotkałam... Jak się potem okazało, miał ostry wylew i zmarł. Siostra opowiadała mi później, że widziała, jak wynosili go ze szpitala i wrzucali do dołu pełnego trupów. Trumnę z mamą i siostrzyczką wywieziono na sankach do lasu. Była zima, ogromny mróz. Nawet nie wiem, czy ich pochowali...

Wtedy też rodzeństwo zostało rozdzielone. Każdy trafił w inne miejsce. Braci już nigdy więcej Emilia nie zobaczyła... 5-letnią już dziewczyną zajęła się dawna sąsiadka z Kresów. Wyjechały do innej osady. Tam było lepiej. „Babcia”, bo tak Emilia nazywała swoją opiekunkę, pracowała przy krowach. Kombinowała i przynosiła czasem mleko i śmietanę. Wspólnie organizowały zboże, z którego potajemnie robiło się zupę. Czasem ktoś upolował zajączka czy sarenkę. - Gotowało się nocą. Groziła za to kulka w łeb - wspomina. Latem dzieci zbierały jagody, pokrzywy, grzyby. Piły też sok z brzozy, nacinając drzewa.

Koniec wygnania
W końcu nadszedł 1946 r. Była zima, kiedy zaczęły się wywózki do Polski. - Rosyjska nauczycielka prosiła babcię, żeby mnie z nią zostawiła. Płakała. Pokochała mnie. Zamknęła mnie nawet w komórce, żebym została. Babcia powiedziała jednak, że polskiej krwi tu nie zostawi - wspomina pani Emilia.

Powrót trwał kilka miesięcy. Wiosną trafiły do wioski pod Zieloną Górą, gdzie babcia dostała poniemieckie gospodarstwo. - Kochała mnie jak swoje dziecko. - mówi Sybiraczka. - Kiedyś przebierałyśmy ziemniaki i do korytarza wpadła jaskółka. Cały czas krążyła nade mną i ćwierkała. Babcia powiedziała, że coś się zdarzy. Wtedy zjawił się chłop z wąsami. Zaczął płakać i mówić: „Boże, jakaś ty do matki podobna”. Nie wiedzieliśmy, kto to. Okazało się, że to mój wujek (brat mamy).
Z wielkiej walizki wyciągnął wielki drożdżowiec, sernik i kiełbasę. Nie miałam pojęcia, co to jest. Znałam tylko czarny, gorzki chleb. Jadłam tak, jakby ktoś miał mi to jedzenie zabrać. Było pyszne...

Wujek był sołtysem w Zalesiu pod Krakowem. Zabrał 10-letnią Emilię do siebie. - Wysiedliśmy w Widomej. Szliśmy pieszo, było cudownie. Akurat były Zielone Świątki. Wszystko pięknie kwitło. Pamiętam zboże, zielone łąki i koniczynę. Weszliśmy na podwórko, a tam tłumy ludzi. Cała wieś mnie witała - wspomina pani Emilia. Wygnanie dobiegło końca.

Braci już nie spotkała
Starszy brat pani Emilii prawdopodobnie nie przeżył kołchozu. Młodszy mieszkał w Kanadzie, ale nigdy go nie odnalazła. Jedynie siostrę odzyskała po wojnie.

W 1958 r. pani Emilia wyszła za mąż. Z mężem przeprowadziła się ze Skarżyska, gdzie mieszkała, do Jaroszowca. Pracowali w Hucie Szkła. Urodziła dwóch synów. Jej mąż zmarł w 2005 r. Dziś Emilia Gardyńska ma 79 lat. Mimo strasznych przeżyć i wspomnień, potrafi cieszyć się życiem. Uwielbia czytać, rozwiązywać krzyżówki i od 15 lat regularnie gra w Totolotka

Pani Emilia spisała część swoich wspomnień z Syberii w zeszycie. Swoją opowieść zatytułowała „Stracone dzieciństwo”.
- Mimo wszystko jestem wdzięczna Bogu, że pozwolił mi to wszystko przetrzymać - mówi. Dziś jest szczęśliwą babcią i prababcią. - Te skarbeńki to mój cały świat - mówi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na olkusz.naszemiasto.pl Nasze Miasto