Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dawid Kubacki przed PŚ w Zakopanem: Można lamentować, ale to nic nie zmieni. Trzeba nadal mocno pracować

Artur Bogacki
Artur Bogacki
Dawid Kubacki
Dawid Kubacki Andrzej Banas / Polska Press
Turniej Czterech Skoczni Polacy zakończyli w fatalnych nastrojach. Było tak źle, że Kamil Stoch został wycofany po dwóch konkursach, a inni polscy skoczkowie także mocno odstawali od rozbudzonych w ostatnich latach oczekiwań kibiców. W najbliższy weekend kadrę Michala Doleżala czekają dwa konkursy w Zakopanem: drużynowy i indywidualny. W rozmowie z nami Dawid Kubacki opowiada o problemach skoczków w Pucharze Świata i pomysłach na poprawę wyników przed startem w Polsce i lutowymi igrzyskami olimpijskimi w Pekinie.

Przed nami weekend z Pucharem Świata w skokach narciarskich w Zakopanem, a w tym sezonie wyniki pana i innych reprezentantów Polski nie są najlepsze. Jak oceniłby Pan swoją dyspozycję?
Myślę, że widać, jaka jest... Cały czas pracujemy nad tym, by skoki były lepsze. Przecież to, co ostatnio pokazujemy, nie jest tym, na co nas tak naprawdę stać. Różne rzeczy poskładały się na to, że teraz nie idzie tak gładko, nie jesteśmy w stanie powtórzyć tego, co wcześniej wypracowaliśmy. Pierwsza, a w zasadzie już druga, część sezonu sporo odbiega od tego, czego oczekiwaliśmy.

Jaki jest pomysł na to, aby poradzić sobie z tymi problemami? Najważniejsza impreza sezonu, czyli igrzyska olimpijskie w Pekinie, już za niecały miesiąc.
Jeśli chodzi o mnie, bo za kolegów z kadry nie chcę się wypowiadać, to jedyna droga to tego, by się poprawić, to dalej koncentrować się na tym, co tej pory robiłem. Chodzi o technikę, trzeba jeszcze wykonać trochę pracy. Zrobiliśmy postępy, ale do dobrych skoków nadal brakuje. Wierzę jednak, że w końcu to wszystko „pójdzie” i nie tylko my, zawodnicy, ale wszyscy - trenerzy, kibice, nasze rodziny będzie się cieszyć z dobrych wyników.

W pana przypadku nadal jest poszukiwanie przyczyn słabszej dyspozycji, czy został problem on już znaleziony?
Zlokalizowaliśmy już to, co nie grało, ale kłopot w tym, że wcale nie jest łatwo to naprostować. Praca nad wyeliminowaniem błędów trwa, trzeba jeszcze tych skoków trochę oddać. Widzę stopniową poprawę w różnych elementach, wierzę, że skoki w końcu będą się coraz bardziej podobać. Mam świadomość, że na razie to nie jest to, na co cały czas pracowałem. Specyfika tej dyscyplina jest taka, że trzeba się ze wszystkim idealnie wstrzelić. Nawet 1-2 centymetry różnicy, na przykład w pozycji dojazdowej czy odbiciu z progu, mogą się przełożyć na 5-6 metrów mniej na dole.

Z czym dokładnie jest problem w pana skokach? Chyba że to wielka tajemnica...
Tak naprawdę chodzi o parę elementów. Ten główny błąd pojawia się w pozycji dojazdowej, która się zmieniła. Trenerzy to wypatrzyli i już pierwsze poprawki przyniosły odległości większe o 10-15 metrów. Jednak kłopot jest też z tym, że skoro tak długo skakałem z tym błędem, to inne rzeczy też się trochę „rozjechały”. Teraz trzeba te wszystkie puzzle na nowo właściwie poskładać. Już mówiłem w wywiadach, że baza jest zrobiona, trzeba tylko było znaleźć błędy. Jeśli udaje się je wyeliminować w czasie skoków, to są dalekie. Z drugiej strony, potrzeba także kilku, kilkunastu dobrych skoków, aby ciało „załapało”, o co chodzi. Aby była większa swoboda, więcej energii, którą można wykorzystać. Moje skoki są niby ok, ale ogólnie dyspozycja nie jest wybitna, to nie ten poziom, jakiego bym sobie życzył. Bo jeśli na przykład pojawi się wiatr z tyłu, delikatne skrzywienie pozycji, to tracę więcej metrów niż ci najlepsi na świecie. Oni lądują, powiedzmy, metr bliżej, a ja nawet pięć czy nawet osiem. To jest pochodna tego, że moja dyspozycja nie jest topowa. Jeśli ktoś taką ma, to nawet drobne błędy nie przeszkadzają tak bardzo w osiąganiu dobrych wyników.

Dla was to nowa sytuacja, bo po udanych poprzednich sezonach nagle przytrafił się kryzys, z którego trudno wyjść. Jak pan na to zareagował?
Na swój sposób zareagowałem, wiadomo, że nie można było przejść nad tym. Nie jest to miła sytuacja. Wiem, ile potu wylałem na treningach, ile pracy, wyrzeczeń mnie to wszystko kosztowało, a jednak coś nie idzie, nie ma dobrych wyników. Nie powiem, że było lekko, ale starałem się do tego podejść ze spokojem. Bo jeśli zacząłbym się przesadnie stresować, dodatkowo obciążać psychicznie, to nic by to na lepsze nie zmieniło. Pewnie, że można by sobie usiąść sobie na pieńku i wspólnie lamentować, że jest źle, ale co by to dało? Trzeba znaleźć rozwiązanie, żeby to ruszyło, zakasać rękawy i nadal ciężko pracować. Tylko to może mnie i innym zawodnikom z kadry otworzyć drogę do tego, by było lepiej.

W poprzednich sezonach, gdy jednemu z was przytrafiał się gorszy okres, to inny go zastępował w czołówce. Teraz nagle wszystkim zawodnikom z naszej kadry nie idzie. Jakieś przemyślenia na ten temat pewnie macie...
Tak, ale to nasza wewnętrzna kwestia, nie będziemy się tym dzielić z publicznością.

Przed sezonem mówił Pan, że plan jest określony, chciałby pan od początku być w wysokiej formie, aż do igrzysk. Trzeba go teraz zrewidować?
Ten plan się nie zmienia, część, która nam pozostała, jest taka sama. Wierzę, że jeszcze uda się odzyskać formę i utrzymać ją do końca sezonu. Aby tak się stało, nadal trzeba mocno pracować, oddawać dobre skoki.

Przed nami dwa konkursy w Zakopanem. Podejście do nich będzie takie jak od innych startów, czyli, jak to mówicie - „normalny dzień w biurze” i zadanie do zrobienia?
Tak, mam zadanie, które muszę wykonać. Począwszy od pozycji najazdowej, przez lot i lądowanie. Na tym powinienem się skoncentrować. Nie ma innej drogi to tego, by móc cieszyć się ze skoków, z poprawienia wyników.

A magia Zakopanego? Myśli Pan, że ten weekend będzie takim przełomowym momentem?
Bardzo lubię tam skakać. W Zakopanem zawsze jest super atmosfera, bardzo mnie cieszy możliwość skakania przy kibicach. Oni zawsze wysyłają pozytywną energię, która przenosi się na nas, dodają nam skrzydeł. Wierzę, że będzie tam fajnie, a jakie konkretnie wyniki, to zobaczymy.

Widzę, że z dużym dystansem pan do tego pochodzi...
Może nie z dystansem, tylko raczej z rozwagą. Wiem, co mam w czasie zawodów zrobić, ale nie na wszystko mam wpływ. Dotychczas warunki niespecjalnie nam sprzyjały, nawet przy teoretycznie dobrym skoku nie było satysfakcjonującej odległości. Trudno mi więc składać konkretne deklaracje. Mogę jedynie obiecać, że wykonam swoją robotę na sto procent możliwości, ale nie ma stuprocentowej pewności, że da to pożądany wynik.

Rozmawiał Artur Bogacki

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto