Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czar Pustyni, czyli jak się pędzi na pustyni... bimber

Katarzyna Ponikowska
Czar Pustyni
Czar Pustyni Katarzyna Ponikowska
Z bimbrownikami z gminy Klucze bardzo ciężko się skontaktować. Niby każdy wie, że mieszkańcy robią znany alkohol "Czar Pustyni", ale nikt nie przyzna się do tego wprost. Bimber produkuje się w każdej gminnej wiosce, ale jak ktoś pyta, to go tam nie ma...

- Wpadnie potem policja i będą z tego tylko kłopoty - mówią bimbrownicy. Poza tym sztuka robienia alkoholu jest skrywana w największej tajemnicy. - Kiedyś każdy dwór, każdy zamek miał swój przepis na nalewkę. To była najbardziej strzeżona tajemnica, a receptury wypracowywano przez lata. My też mamy swoje unikatowe przepisy - mówi jeden z producentów.

"Czar Pustyni" to 50-procentowy alkohol wytwarzany w okolicy Pustyni Błędowskiej od pokoleń według niezmiennej receptury. 21 grudnia 2012 został wpisany przez ministra rolnictwa na Listę Produktów Tradycyjnych. Wytwarza się go m.in. z rosnącego wokół Pustyni Błędowskiej żyta, które wsypane do kadzi zalewa się słodem - wodą z cukrem lub lokalnym miodem, jeśli ktoś ma własną pasiekę. Ważna jest też dobra, źrodlana woda, której w gminie nie brakuje. Żyto pęcznieje i kiełkuje. Kiełki nadają produktowi niepowtarzalny kolor, zapach i aromat. Fermentacja powoduje, że wydzielają się naturalne drożdże, które potem przystępują do pracy, wchodząc w reakcję z cukrem. Powstały w ten sposób płyn ściąga się znad osadów i poddaje procesowi destylacji. Powinien mieć dokładnie 51 procent zawartości alkoholu.

Potem można pić go w postaci czystej lub zabarwić: wiśnią, maliną, zielonym orzechem włoskim czy trawą żubrową.
Cały proces powstawania trunku, który trwa od dwóch tygodni do miesiąca, wymaga dużo cierpliwości i dokładności. Żeby powstał idealny "Czar Pustyni", trzeba ściśle przestrzegać receptury. - Konieczna jest odpowiednia teperatura i wilgotność. Dawniej alkohol wytwarzało się w ziemiankach. Ziemia zachowuje temperaturę, szczególnie piasek pustynny. Dziś robi się to w pomieszczeniach gospodarczych - mówi Ryszard Kamionka ze Stowarzyszenia na Rzecz Zrównoważonego Rozwoju Klucz i Lokalnej Grupy Działania "Nad Białą Przemszą", która podjęła pierwsze kroki, by spróbować zalegalizować trunek.

Bowiem wśród producentów ciągle panuje strach. - Jeszcze za czasów socjalizmu ziemianki pochowane były na pustyni i w lasach. Chodziło się do nich różnymi trasami, żeby nie wydeptać ścieżki. Częste były wtedy bowiem naloty policji i przejęcia nielegalnie robionego trunku - mówi Kamionka. - Strach pozostał do dziś. Teoretycznie można wyrabiać alkohol na własny użytek, ale producenci i tak boją się do tego przyznać - dodaje.
A szkoda, bo "Czar Pustyni" to doskonała promocja regionu. - Prezentujemy go na różnych imprezach. Degustujący zachwalają jego smak, pytają, gdzie można to kupić. Niestety, producentom nie wolno go sprzedawać - wyjaśnia Kamionka. "Czar Pustyni" może być produkowany wyłącznie na potrzeby gospodarstwa. Jest też sposobem na promocję gminy. Wiadomo jednak, że rolnicy czasem sprzedają bimber sąsiadom, np. na wesela. Pół litra lokalnego trunku kosztuje 10 zł.

Żeby można było legalnie produkować alkohol w Polsce, musi mieć akcyzę. Producenci podkreślają jednak, że nie jest łatwe jej uzyskanie, bo trzeba pokonać gąszcz przepisów. Mają nadzieję, że pojawią się jakieś ułatwienia w tym temacie, kiedy wejdzie w życie przygotowywany obecnie projekt rozporządzenia w sprawie sprzedaży bezpośredniej. - Tak jak w innych krajach, gdzie rolnik idzie do urzędu, rejestruje nalewkę. płaci i może ją sprzedawać - mówi jeden z bimbrowników.

Podobny problem dotyczy większości produktów lokalnych, których sprzedaż ciągle nie jest uregulowana. Robert Tracz z Osieka wykorzystuje "Czar Pustyni" do tworzenia nalewek. Choć jak podkreśla sam bimbru nie produkuje.
- Nalewki robione są w formie specyfików zdrowotnych. Lepiej użyć do tego zdrowego, naturalnego alkoholu niż kupnego spirytusu - podkreśla. Jego nalewki są regularnie wyróżniane podczas Małopolskich Festiwalów Smaku. Tracza doceniono też za ocet jabłkowy i śliwkowy, powidła, olejek dziurawcowy. - Produkty lokalne to nasza tradycja i nasz kultura, którą możemy się pochwalić. Małe gospodarstwa mają do zaoferowania coś, co przetrwało wieki - podkreśla Tracz, który zainteresowanie ekologiczną żwynością i produktami leczniczymi odziedziczył po mamie i babci. - Niestety ciągle musimy walczyć o byt z dużymi gospodarstwami produkującymi na masową skalę - zauważa.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na olkusz.naszemiasto.pl Nasze Miasto