- Było za dziesięć piętnasta, gdy wpadłam do libiąskiego magistratu złożyć wniosek w wydziale nieruchomości. Pokój był zamknięty na siedem spustów - przekonuje Marta Noworyta z Libiąża. W drodze powrotnej zauważyła urzędniczkę, gdy odjeżdżała samochodem w kierunku centrum miasta. 25-letni Kamil z Chrzanowa także nie załatwił swej sprawy w magistracie.
- Urwałem się z pracy na piętnaście minut, by donieść do urzędu brakujące pismo. Okazało się, że urzędniczka wyszła do bufetu - opowiada chrzanowianin. Po 15 minutach pani nadal nie było. Pracownicy chrzanowskiego urzędu, podobnie jak ich koledzy z Trzebini, Libiąża, Babic, Alwerni i całego powiatu olkuskiego, rozliczają się z przepracowanych godzin w tak zwanym zeszycie wejść i wyjść.
Ten sposób nie jest jednak skuteczny. Potwierdza to Janusz Kawala, sekretarz chrzanowskiego starostwa, który przed rokiem wpadł na pomysł, by zainwestować w elektroniczny rejestrator czasu pracy. Twierdzi, że to był strzał w dziesiątkę. - Trudno było wyegzekwować od niektórych osób punktualności - przyznaje sekretarz.
Ustne upomnienia na niewiele się zdawały. Niektórzy urzędnicy docierali do pracy nawet z piętnastominutowym opóźnieniem. Inni wychodzili przed czasem.
Problem rozwiązały elektrokarty. - Teraz każde wejście i wyjście z budynku jest rejestrowane - informuje sekretarz. Dyscyplina pracy wzrosła według niego do stu procent. - Jeśli nawet ktoś spóźni się minutę lub dwie, musi je odpracować - podkreśla Janusz Szczęśniak, chrzanowski starosta. Dodaje, że punktualność brana jest pod uwagę również przy corocznej ocenie pracownika.
Może najwyższy czas, by śladem starostwa poszły także inne urzędy. Przecież czas to pieniądz. Także urzędników.
Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?