Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bronisława Hryciuk z Klucz ma już 90 lat!

Katarzyna Ponikowska
Bronisława Hryciuk
Bronisława Hryciuk Katarzyna Ponikowska
Bronisława Hryciuk, jedna z założycielek Koła Gospodyń Wiejskich w Kluczach, obchodziła w styczniu swój jubileusz. Nie miała łatwego życia, szczególnie podczas wojny i tuż po niej, ale potrafi cieszyć się tym, co ma.

Na pytanie o swoją receptę na długie i szczęśliwe życie Bronisława Hryciuk odpowiada wierszem: "Żyj, nie licząc lat,/ Z uśmiechem patrz na świat./ W sercu radość wrze,/ Umilaj życie swe". Jedna z założycielek Koła Gospodyń Wiejskich w Kluczachw styczniu obchodziła swoje 90-te urodziny.

Panie z KGW urzędują w przytulnych podziemiach pod kluczewskim urzędem. Tam też mamy przyjemność poznać zarówno panią Bronię jak i jej koleżanki. Wokół ręcznie robione serwetki, w wazonie piękne, okazałe róże z bibuły, które wyglądają jak żywe, a do kawy oczywiście ciasto domowej roboty. Jak u babci. Bo Bronisława Hryciuk, mimo swojego wieku, nadal jest aktywną działaczką Koła, które powstało w czerwcu 1981 roku. Dokumentują to między innymi ręcznie prowadzone kroniki. W oczy rzuca się zapis z jednego z pierwszych spotkań - październik 1981 rok. Podpisanych sześć osób. Cztery już nie żyją.

Dalej bardziej optymistyczne zapiski, m.in. o hodowli drobiu, którą zapoczątkowały właśnie gospodynie z Klucz. Trafiały do nich dopiero co narodzone kurczęta z ferm. - My musiałyśmy je odkarmić. Żeby przeżyły, wszystko musiało być sterylnie, czysto - tłumaczy pani Bronisława. Potem już odchowane sprzedawało się drożej, a zysk szedł do koła. - Odchowałyśmy ponad 28 tysięcy kurcząt - dodaje Krystyna Trepka, koleżanka pani Broni. Panie spotykały się też, żeby pośpiewać, poszydełkować, wymienić doświadczenie. Uczyły się upraw cukinii, brokuł czy patisonów oraz sadzenia kwiatów. Same szyły sobie stroje z materiałów, które przywoziły z Kalisza czy Łodzi, bo na miejscu nie było takich rzeczy. Czasy spędzone w KGW 90-latka wspomina bardzo ciepło. W odróżnieniu od swojej młodości, która łatwa nie była.

Bronisława Hryciuk urodziła się w Kluczach w 1924 roku. Kiedy miała 16 lat została wywieziona na ziemie niemieckie do pracy w gospodarstwie. Doiła krowy, karmiła świnie, woziła snopki do stodoły, gotowała obiady, sprzątała. Jednym słowem robiła wszystko. Mimo to jak podkreśla, trafiła do dobrej rodziny. W niedzielę po południu Polacy mogli się spotykać, porozmawiać, potańczyć. Na święta robili nawet choinkę, którą przyozdabiali kulkami z papieru. Zasady trzeba było jednak znać. - Był z nami chłopak 25 lat, który zakochał się w Niemce. Pisał do niej listy. Kiedy Niemcy to odkryli, powiesili go. Niemkę ostrzyżono i prowadzono po całej wsi. Potem trafiła do więzienia - opowiada pani Bronisława. Na robotach pani Hryciuk spędziła cztery lata. Kiedy nadchodziło wyzwolenie i Niemcy uciekli, razem z Ukrainką schowała się w piwnicy. Spędziła tam cztery dni i cztery noce. Praktycznie bez jedzenia. Potem na własną rękę musiała się dostać do Klucz. Nie było łatwo, ale udało się. W marcu 1944 roku dotarła do domu. Wyglądała tak, że nawet siostra jej nie poznała.

Ale pani Bronisława ma też dobre wspomnienia związane z tym okresem. To tam poznała swojego męża - Jana. Pochodził z lubelskiego, był stolarzem. Po wojnie pisał do pani Broni listy. W końcu przyjechał. W marcu 1947 wzięli ślub. - To był dobry człowiek. Nie żyje od 26 lat. Za dużo palił - żartuje nasza rozmówczyni. Po wojnie w Kluczach nie było łatwo o pracę. Bronisławie Hryciuk udało się zaczepić w papierni. Najpierw grabiła odpady na placu, potem zaczepił się w kuchni. Przepracowała tam 20 lat. W międzyczasie trzeba było oczywiście pracować na gospodarce.

- Lekko nie było - przyznaje. Buty były jedne na pięć osób. Jadło się chleb z wodą i cukrem. Jak się trafił kawałek kiełbasy, to się kładło go na wielką pajdę chleba i posuwało podczas jedzenia do końca kromki.
- Latało się boso na targ z dziołchami do Olkusza albo do Makowej po ziemniaki. Dziś to są inne czasy. Wnuczki chcą na prezenty tablety i komórki - zauważa Teresa Tomsik z kluczewskiego KGW. - Inne było życie. Biedne, ale wesołe - dodaje Bronisława Hryciuk.

Choć na to obecne też nie narzeka. Ma troje dzieci: Zosię, Małgosię i Jarka. Mieszka z Małgosią i jej mężem. Ma też czworo wnucząt i prawnuczki. Zawsze znajdą dla pani Broni czas. Z wnuczką Kariną chodzi na przykład do kościoła. Bo jedyne z czym ma kłopoty to z chodzeniem i ze słuchem. Poza tym trzyma się świetnie. I jak podkreślają jej koleżanki z KGW, nic się nie zmieniła. - Jest lubiana, gościnna. W ogóle nie chciwa i nie zazdrosna - wylicza Halina Makarewicz. - Jak ktoś ma jakieś nieprzyjemności, jak komuś jest smutno, zawsze pociesza - dodaje Krystyna Trepka. Taka jest właśnie pani Bronia.

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na olkusz.naszemiasto.pl Nasze Miasto