Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Błąd lekarski w Olkuszu. Podczas "cesarki" lekarz zaszył jej igłę

Magdalena Balicka
Magdalena Balicka
11 grudnia Jolanta Krzysztonek z Olkusza będzie świętować dziesiąte urodziny swego synka Kacperka. Dzień, w którym przyszedł na świat, diametralnie zmienił jej życie na cztery kolejne lata. Wszystko przez nieuwagę lekarza, który operował ją po cesarskim cieciu. Podczas zabiegu zaszył igłę w jej brzuchu. Do dziś nie przyznaje się do winy, choć ostrze jest zabezpieczone jako dowód w sprawie.

- Zaczęło się od bólu w okolicach podbrzusza, potem kręgosłupa. Do tego doszło notoryczne oddawanie moczu - opowiada olkuszanka. Gdy zaczęła pracować w sieci fast foodów, nie była w stanie ustać w jednym miejscu przez kilka godzin, nie mówiąc o podnoszeniu rąk do góry. Biegała od lekarza do lekarza. Na masaże i rehabilitację straciła mnóstwo pieniędzy.

- Musiałam zrezygnować z pracy - wspomina rozgoryczona. Dopiero gdy trafiła do neurologa w olkuskim szpitalu, a ten skierował ją na rezonans, wyszło na jaw, że w jej brzuchu tkwi jakiś metal.
- Nigdy nie miałam żadnej operacji, poza tą cesarką przy porodzie - skojarzyła fakty. Zrozpaczona odwiedziła prywatnie ginekologa, by poradzić się, co ma zrobić. Ten skierował ją do lekarza, który odbierał jej poród, podpowiadając, że konieczny jest tomograf komputerowy i rentgen, by zlokalizować metal.

Najpierw ginekologa Marka K. w olkuskim szpitalu odwiedził mąż Jolanty, przedstawiając sprawę.
- Usłyszał, że taka igła w jej ciele jest jak pryszcz - relacjonuje Jolanta Krzysztonek, dodając, że mąż nagrał tę rozmowę.

Za kilka dni sama skontaktowała się z lekarzem, prosząc go, by przy pomocy USG zlokalizował miejsce, w którym utkwiła igła i pomógł w usunięciu jej. - Zaprosił mnie na wizytę, ale stwierdził, że nie jest w stanie zlokalizować igły i nikt inny też tego nie zrobi - wspomina rozgoryczona kobieta. Zrozpaczona odwiedziła swego prywatnego ginekologa, który umówił ją na badanie rentgenowskie oraz tomograficzne.

Lekarzom w śląskiej Ligocie udało się usunąć igłę.
- Oddałam ją jako dowód do prokuratury w Olkuszu - wyznaje pani Jolanta. Wtedy właśnie zdecydowała, że będzie starała się o odszkodowanie od lekarza K. Żąda 60 tysięcy złotych zadośćuczynienia za cierpienie.

Sprawa ciągnie się jednak od kilku lat, bo ginekolog z Olkusza nie przyznaje się do winy.
- Najpierw zeznawał w sądzie, że to wina pielęgniarek, potem twierdził, że to nie jest igła, a zwykły odprysk z lampy. Aktualnie trzyma się wersji, że takie rzeczy się zdarzają i to zupełnie normalne - twierdzi olkuszanka.

Żałuje, że urodziła właśnie w Olkuszu. - Planowo miałam rodzić w Chrzanowie, jednak wody odeszły na miesiąc przed terminem i nie było czasu na dojazd - przekonuje.
"Gazeta Krakowska" kilkakrotnie próbowała się skontaktować z Markiem K. w olkuskim szpitalu. Za każdym razem mieliśmy pecha, bo "doktor akurat jest na sali porodowej" albo "właśnie skończył zmianę".

Marta Piórko, rzecznik Nowego Szpitala w Olkuszu, zaznacza, że przypadek pani Jolanty miał miejsce, gdy Nowy Szpital nie zarządzał jeszcze placówką. Wtedy podlegał powiatowi.
- To bardzo przykre, że taka sytuacja spotkała pacjentkę, jednak dotyczy ona innego podmiotu - tłumaczy rzecznik Pióro. Przekonuje, że teraz taka sytuacja nie wydarzyłaby się.

W szpitalu co roku przychodzi na świat około 800 dzieci. W ubiegłym roku przeprowadzono 337 cesarskich cięć. - Staramy się zapewnić pacjentkom kompleksową opiekę od poradni przez szkołę rodzenia po oddział ginekologiczno-położniczy - zapewnia rzeczniczka, dodając, że szpital dysponuje nowoczesnymi salami porodowymi. - Staramy się reagować na opinie pacjentów i mieszkańców, żeby szpital coraz lepiej służył pacjentom.

Od kilku lat, odkąd ordynatorem oddziału ginekologiczno-położniczego jest Jerzy Tylnicki, olkuski szpital jako swoją mocną stronę wskazuje właśnie ten oddział. Jako jeden z pierwszych szpitali w Małopolsce zachodniej zainwestował w gaz rozweselający dla kobiet, by te mniej cierpiały podczas porodu. Na życzenie pacjentki mogą także skorzystać z bezpłatnego znieczulenia zewnątrzoponowego.

Wiele kobiet jednak nadal pamięta jego złą sławę.
Jedną z nich jest Anna Białka z Olkusza, która w maju rodziła w Chrzanowie swe drugie dziecko.

- Fakt, pierwsze rodziłam osiem lat temu, czyli stosunkowo dawno, jednak nigdy nie zapomnę tych niegrzecznych położnych, które traktowały mnie jak powietrze - wspomina pani Anna. Przyznaje, że nie była przygotowana finansowo na żadne prezenty dla personelu szpitala. - Sąsiadka z łóżka obok była hojniejsza, więc położne skakały koło niej jak koło hrabianki. Ja musiałam o wszystko się prosić - opowiada pani Anna.
Jolanta Krzysztonek nie zamierza się poddać w walce z olkuskim lekarzem. Liczy nie tylko na odszkodowanie, ale zwykłe słowo "przepraszam", którego do dziś nie usłyszała od ginekologa.

To nie pierwszy błąd ginekologów z olkuskiego szpitala.
Czerwiec 2000 r. Wtedy w olkuskim szpitalu urodził się Rafał Mazur z Wolbromia. Chłopczyk przez zaniedbanie ówczesnego ordynatora ginekologii Władysława S. jest całkowicie niepełnosprawny. Poród jego matki nie przebiegał łatwo i kobieta nie była w stanie urodzić własnymi siłami. Usilnie błagała ówczesnego ordynatora, żeby zrobił jej cesarskie cięcie. On jednak odmówił, w wyniku czego dziecko urodziło się z ciężkim porażeniem mózgowym. Dostało tylko 2 punkty w skali Apgar. Chłopiec nie widzi, nie słyszy, nie ma szans, by kiedykolwiek chodził, nie oddycha samodzielnie. Lekarze ocenili, że jest niepełnosprawny w 95 procentach. Zdiagnozowano także padaczkę. Rodzina Mazurów przez 10 lat walczyła ze szpitalem o odszkodowanie. W końcu w 2011 roku Sąd Okręgowy w Krakowie przyznał prawie milion złotych zadośćuczynienia, 9,5 tys. złotych odszkodowania oraz dożywotnią rentę dla chłopca w wysokości 4,8 tys. złotych miesięcznie. Oskarżony lekarz nie pracuje już na oddziale położniczo-ginekologicznym w Olkuszu.

Listopad 2013 r. Kobieta, która 4 listopada tego roku urodziła przez cesarskie cięcie córeczkę, dwukrotnie po wyjściu ze szpitala zgłaszała do ginekologów-położników w Nowym Szpitalu w Olkuszu zaniepokojenie stanem rany. Już następnego dnia po wypisie pacjentka zaczęła odczuwać silny ból w ranie, pojawiło się też krwawienie. Dyżurny lekarz miał stwierdzić, że wszystko jest w porządku. Następnego dnia pacjentka znów wróciła do szpitala i znów miała usłyszeć, że wszystko jest w porządku, choć bardzo bolał ją brzuch.
Po dwóch godzinach od powrotu do domu z lecznicy sytuacja znacznie się pogorszyła. Rana pooperacyjna pękła. Pogotowie przewiozło kobietę do szpitala, trafiła wprost na blok operacyjny, gdzie uratowano jej życie. Norbert Kubański, prezes Nowego Szpitala w Olkuszu, zamierza dokładnie wyjaśnić sprawę.
Rozejście rany pooperacyjnej jest powikłaniem, które może dotyczyć od 0,2 do 7 proc. operacji związanych z otwarciem jamy brzusznej. Na 2500 tego typu operacji wykonanych w Olkuszu na oddziale ginekologiczno-położniczym w ciągu ostatnich 5 lat to pierwszy taki przypadek. Został zbagatelizowany.
(oprac. mb)

od 7 lat
Wideo

21 kwietnia II tura wyborów. Ciekawe pojedynki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na olkusz.naszemiasto.pl Nasze Miasto